Szesnaście godzin nocnym autobusem do stolicy. Po drodze autobus zawraca znienacka, okazało się , ze dziura w bagażniku, wylatują bagaże!!! Torba Charlyn wypadła ale się znalazła, trochę obłocona i nieco okradziona ale większość zawartości jest. Więc szczęście w nieszczęściu, kilka toreb przepadło, znajomi maja pecha, kierowca rozkłada ręce, nie jego wina, był bagaż, wypadł bagaż!
Zajeżdżamy do Ha Noi z rana, autobus kończy trasę w dzielnicy urżniętych psów. Psia rzeźnia,na stolach lezą bezgłowi obdarci ze skory najbliżsi zwierzęcy przyjaciele człowieka. W Azji Azjaci ponad przyjaźń z psem cenią wyżej zupę (z psa).
Wsiadamy do taksówki i dajemy się zrobić na 10 dolców najstarszym trikiem azjatyckich taksówkarzy, czyli metromierz-czasomierz, który został przeprogramowany i potraja stawkę. Ostatnio taksiarze byli uczciwi więc staliśmy się mniej czujni a tu zimny prysznic!
Hanoi okazuje się być przyjemnym, wręcz uroczym miastem. W porównaniu z bezpłciowym i chaotycznie byle jakim Sajgonem stolica urzeka starymi, po-francuskimi budyneczkami; motoskuterowe szaleństwo nie drażni, dodaje kolorytu i stylu. Przyjemnie jest się szwedac po starej postkolonialnej dzielnicy w centrum. Wietnamska super mocna kawa z kondensowanym mlekiem smakuje lepiej niż na południu kraju, nie wykręca kiszek, bagietki są bardziej chrupiące.
Dowiaduje się niechcący, ze wietnamsko chińskie relacje są na ostrzu noża. Ze dość niedawno Chiny zabrały Wietnamowi 2 wyspy, uzasadniając, ze historycznie zawsze były one chińskie (ha!) Nienawiść i złorzeczenie.
Odwiedzamy największą chyba atrakcje turystyczna Wietnamu – zatokę Halong. Setki tysiące wysepek, widok, który ścina z nóg, rzuca na kolana, oszałamia. Ale nie nas!!! Mamy poważny defekt percepcji świata! Jesteśmy przepełnieni dech zapierającymi widokami z Chin, Nepalu, Indii czy Tajlandii i już chyba tchu nam brak, strata, tragedia:)
Czekam czekam i doczekać się nie mogę na 5 osób chętnych podzielić koszty kolacji z węża. 15 dolców za osobę, 10 potraw z węża plus wódka z krwi węża i dla odważnych bijące serce węża na deser. Niestety 6 osobowa grupa się przez 2 dni nie uzbierała wiec wężowa impreza przy następnej wizycie w Hanoi!
Tymczasem Charlyn leci do Bangkoku spotkać się z kuzynkami a ja wsiadam do 25 godzinnego autobusu jadącego do stolicy Laosu – Vientiane.
>>>>>>>>>>>
>>>>>>>>>>>
>>>>>>>>>>>
Sixteen hours of night bus direction Hanoi. At some point the bus is turning back, it turned out that bagpacks are falling out, trunk was opened!!! Charlyn's bag was dropped but luckily has been found, bit dirty and few items missing but not a tragedy in general, other people lost their bags for good. Driver says: „shit happens” , „not my fault” , „bags do fall out of the bus sometimes”!
We arrive at Hanoi at the eve of the day, the bus terminates at the district of the slaughtered dogs. Dog's butchers lane. Tables bend with headless and skinless dogs, man's best animal friends. Some Asian nations prefer dog's soup more than dog's friendship.
We get taxi to town and get ourselves ripped off 10 bucks with the oldest taxi tricks – fake taximeter. We have had too many good experiences with taxi drivers recently so that we became careless. And here's the penalty coming so fast. Will we be wiser next time?
Hanoi turns out to be pretty nice and cute city (to our surprise). Comparing to it's big southern friend HoChi Ming City, the capital is our definite favourite with it's postcolonial French small houses. Even millions of scooters on the streets seem to be more charming than anywhere else in Vietnam, it doesn't annoy so much any more. I find it enjoyable to roam around the old district, mingle between food stands, especialy in the evening. Super stron Vietnamese coffee with condensed milk tastes better, so do the baguettes!
I accidentally learn that Vietnamese-Chinese relations are really bed. Quite recently China has claimed ownership of 2 Vietnamese islands, arguing that historically they have always belonged to Chinese dynasties (yeah!). Vietnam gave them up in order not to provoke armed invasion but what's left is hatred and grievance.
A must visit prime Vietnamese attraction – Halong Bay – ticked. Arguably the most beautiful and scenic site in the whole country (hundreds of steep rocky mountains-islands scattered around the bay) should blow our minds but UNFORTUNATELY we are suffering from the syndrome of being overloaded with amazing, jaw-dropping views and we cannot be bothered at this time. Which is too bad!!! We need the excitement back!
I am waiting for the people to sing up for Snake Village tour. 15$ each for 10 courses snake dinner, plus snake vine and snake blood vodka shoots plus beating heart of a snake to chew (for the brave). I was waiting 2 days for the people to enlist (solo dinner would be too pricey) but no brave man at this time so snakes will wait till my next visit in Hanoi!
Charlyn is now embarking her flight to Bangkok where she's meeting her 2 cousins. I got 25 enjoyable hours on a bus to Vientiane. See ya later in Laos!