Popoludniowy express Delhi – Agra gubi po drodze 5 godzin i do celu docieramy o 1 w nocy zamiast o 20 poprzedniego dnia. Znow nasz blad, nie wzielismy pod uwage, ze jestesmy w Indiach. Nie wazne czy to Indie, czy Polska – NIGDY nie mozna planowac, ze pociag dojedzie na czas, tym samym – nie mozna miec pretensji, ze zajezdzamy w srodku nocy. Autorikszarze nie spia, zawsze jest ktos chetny na nasza kase. Problem pojawa sie, gdy wszystkie tansze hotele i hostele sa pelne. Bujanie sie po indyjskim miescie w nocy to zadna frajda, Agra nie jest wyjatkiem – w nocy rzadza psy. Wiec masa psow, waskie uliczki i przepelnione hotele. Moze jednak jestesmy zli, ze pociag sie spoznil?
W koncu znajdujemy wolny pokoj, w zasadzie penthouse za 1200 rupee, czyli o tysiac za duzo. Coz, nie ma wyboru, z psami nie spimy, poza tym jestesmy w Agrze, ma byc przyjemnie, komfortowo i romantycznie. Wiec jest! A z rana prezent – za oknem w nie tak dalekiej oddali cud swiata – Taj Mahal. Przez chwile dech zapierajacy w piersiach widok przeslania malpa, ktora przycupnawszy na parapecie, gapi sie na nas przez okno. Hej. Nie, nie mamy banana
A wiec do rzeczy. Stereotypowe wyobrazenie o Taj Mahalu dotyczy nieskazitelnego piekna archiektury, nieopisanych proporcji, wspanialosci marmuru, rozkoszy dla oka, dla duszy bla bla.
Wszystko to prawda – budowla ta prowokuje zachwyty, uniesienia i ekscytacje. Jej widok (na zywo) jest bez watpienia spelnieniem marzen dla wielu wielu o jak wielu milionow turystow z calego swiata. Niestety w tym momencie musze popsuc sielankowa atmosfere zachwytow nakreslana w poprzednich zdaniach, gdyz ciemna strona medalu doprasza sie glosu: otoz Agra smierdzi a Taj Mahal plynie rynsztokiem. Ups!
Tak jest – jedna z najpiekniejszych budowli na swiecie tonie w wysypisku smieci, doslownie. Smieci plus rynsztok oblepiaja i oplywaja grobowiec z kazdej strony. Odkrywam tym samym regule, czy tez zasade, ze w Indiach wszystko, co swiete, wszystko, co przepiekne – upodlone jest smieciem i rynsztokiem. Tak samo jak swiete krowy hindusow traktowane sa jak smieci (ktore tez sa glownym ich pozywieniem) tak i Taj Mahal, jako syblol piekna i milosci, ugina sie pod naporem indyjskiego wysypiska. Nie chce byc tu zgryzliwy czy ironiczny – takie sa fakty! Tak przedstawia sie pelen obraz sytuacji. Obraz, ktorego nie widac na broszurach agencji turystycznych.
A wiec moje uczucie do miasta Agry pozostaje ambiwalentnym: z jednej strony trudno mi zaprzeczyc, ze widok Taj Mahala z bliska nie przyspieszyl bicia serca (przyspieszyl!) , tak tez trudno nie zapomniec uczucia wscieklosci na kulture Hindusow. Kulture, ktora nie wyksztalcila poszanowania dla tego co piekne, kulture, ktora nie prowokuje dbalosci o to co wspolne, kulture osobista Hindusow, ktora w dupie ma srodowisko (naturalne). Ups!
Odwiedzcie Indie, zobaczycie w czym rzecz...
Na marginesie mojej rozprawy na temat smieci i zabytkow w Indiach, musze dodac, ze w Agrze, po ponad 2 tygodniach zatrucia i niejedzenia poddaje nadzieje, ze moj organizm posiada zdolnosc zwalczenia indyjskich bakterii i wirusow. Odwiedzam n-ty szpitalik, zostawiam krew i inne depozyty, odbieram diagnoze: zapalenie jelit, ups. Znowu antybiotyki.
Anegdota o antybiotykach w Indiach. O ile nastawienie do antybiotykow w krajach europejskich zaklada, ze antybiotyk w najmniejszej nawet ilosci to zlo (o ile nie jest konieczny) to w Indiach antybiotyk zaleca sie na sniadanie, obiad, podwieczorek (podwojna dawka) i przed snem. Prewencyjnie! A wiec na moje zapalenie jelit dostaje dawke dla slonia. Charlyn, ktora w momencie wizyty jest zdrowa dostaje sloniowa dawke (doktor argumentuje, ze skoro ja mam zapalenie jelit a ona jest moja dziewczyna, to moze miec zapalenie jelit tez, w przyszlosci). Za wizyte placimy niemalze 7000 rupi, czyli prawie 100 funtow, czyli prawie 500zl. Czyli na indyjskie standardy strasznie duzo. Kilka dni pozniej dowiemy sie, ze szpital, ktory odwiedzilismy, znany jest z tego, ze zarabia na turystach krocie (podobno gazety kilka razy opisywaly zdzierstwa doktorow, ktorzy ustalaja 10 krotne ceny dla turystow).
Smutna prawda o zawodzie doktora (w Indiach). Wizyta w powyszym szpitalu zakonczyla moje 25 letnie zludzenie i slepa/ glucha ufnosc w zawod doktora. 20 lutego 2011 narodzila sie NIEUFNOSC. A wiec owa wizyta, plus kilka przeczytanych ksiazek, plus rozmowa z kilkoma Hindusami dalo mi do myslenia. A wiec w Indiach, kraju o profilu nieco bardziej materialistycznym niz duchowym jak sie okazuje, zawod doktora postrzegany jest (zdarza sie,jak czesto, nie wiem) nie w kategoriach etyki, moralnosci czy wyjatkowosci misji (w niesieniu pomocy) lecz w kategoriach FINANSOWYCH, warto byc doktorem, bo dobra z tego kasa. Dostalismy antybiotyki, w ilosci mogacej powaznie zaszkodzic, doktor zawolal o ponad 10krotnosc ceny uslugi, w kraju, gdzie ludzie biedni, gdy nie maja pieniedzy na wizyte, nawet swoja smiercia nie zwroca uwagi lekarza.
Skad moge wiedziec jaka jest rzeczywista skala lekarskiego egoizmu w Indiach? Nie moge. Ale od dzisiaj jestem nieufny, w Indiach i wszedzie, niestety.
Moje zaufanie do ludzi dostalo porzadnie po mordzie w miescie Agra. Zaufanie do tych, ktorym powinno sie, z zasady, ufac. A wiec zaraz po rozczarowaniu doktorem, na swoja kolejke czeka wlasciciel (gospodarz) hotelu, w ktorym spimy. Pewnego ranka, schodze w okolice recepcji, jeszcze zaspany i napotykam managera hotelu. Rozwija sie krotka rozmowa, jak sie masz, skad jestes. Manager sie ekscytuje, ze jestem z Polski, bo on, hobbysta, zbiera banknoty z calego swiata a z Polski ma niewiele. Ja niestety nie mam juz banknotow, dalem w prezencie 10zl innemu hobbyscie w Mumbaju. Wiec rozmawiamy o banknotach, ja tez zbiera ,z kazdego odwiedzonego kraju, dobra pamiatka, ekscytujaca zabawa. Mowie, ze chociaz nie mam zlotowek to pewnie funty i euro by sie znalazly (trzymamy pare banknotow na czarna godzine). Wiec manager sie zachwyca, ze chcialby zobaczyc, ze chetnie kupi ode mnie po dobrej cenie. Wiec przynosze mu banknoty 5funtow i 10 euro, on ze koniecznie musze mu sprzedac do kolekcji, dzwoni po kogos, ktos przylatuje z indyjska waluta, ja jestem troche skolowany, bo wszystko sie dzieje szybko. Trzymam w rekach wreczony ekwiwalent w Rupee, mowie, ze sie ciesze, ze moge mu sprezentowac banknoty ale prosze o informacje, ile rupee za euro i ile rupee za funta. On, ze tyle a tyle. Mysle sobie, wyglada OK na oko, co bede podejrzliwy, koles jest z hotelu przeciez, zreszta hobbysta, nie ma co byc nieufnym.
Wracam do Charlyn, opowiadam poranna historie, a ona, ze kretyn jestem, ze na bank mnie zrobili w konia, ze co??? ze dalem kase, nie wiedzac, jaki jest kurs. Hmm, no tak, zaufalem na slepo. Podwojnie mi glupio, tym bardziej, ze banknoty nalezaly do Charlyn. Ups! Wychodze wiec na ulice, szukam kantoru, by porownac kurs realny z kursem hotelowym. I co? Oczywiscie, zrobili mnie na 100 rupee. Czyli jestem kretyn jednak. Nie pozostaje nic innego jak wrocic do managera hotelu i wytknac mu przy hotelowych gosciach, ze jest dupkiem, ze nawet pod hotelowym dachem ufac juz nie mozna. On sie tlumaczy, ze to jego kolega z kantoru przeliczal kase. Z kolei kantorowy dupek tlumaczy, ze skoro zaakceptowalem, to co sie teraz kloce. Chryste Panie, co za narod.
Tak na serio. Podli Hindusi skoncentrowani sa w miastach turystycznych. W miastach lub dzielnicach mniej turystycznych ludzie sa "normalni", etyczni, mili, przyjazni, ciekawi, szczerzy, przemily narod, sa ciepli, swietnie mowia po angielsku, sa towarzyscy, empatyczni i mnostwo innch pozytywnych okreslen. Choc na blogu opisuje historie skrajnie negatywne, to tych pozytywnych bylo bez watpienia wiecej! Nic nie poradze, ze historie negatywne(dramatyczne) czyta sie lepiej:)