Vang Vieng to całoroczna impreza w plenerze – i to jakim! Wioseczka pęka w szwach od barów i restauracji a tłumy przyciąga słynny na cala Azję Południowo-wschodnia dętkowy spływ rzeka.
Do VV przyjechałem solo, zostawiając japońskiego kumpla w stolicy. Dość szybko uświadomiłem sobie, ze Vang Vieng to miejsce, gdzie dobrze mieć paczkę znajomych – wtedy można imprezować na całego, 24h na dobę. Samemu nieco trudniej jest wbić się w szalone tempo jednego z najbardziej imprezowo intensywnych miejsc w Azji. Dałem za wygrana i po jednym dniu zdecydowałem się zmienić lokacje. Na godzinę przed wyjazdem z Vang Vieng odczytałem maila od dobrej znajomej, która poznałem kilka tygodni wcześniej w Wietnamie – okazało się, ze Vanda przyjeżdża do Vang Vieng wieczorem tego samego dnia. Z radości wypożyczyłem skuter i do wieczora śmigałem po okolicy...
I tak się zaczęły szalone niezapomniane 3 dni w Vang Vieng. Zupełnie niespodziewanie, absolutnie w ostatniej chwili, zaczęli się zjeżdżać znajomi z rożnych etapów wizyty w Wietnamie. Z nieba spadła pozytywna energia. Cale dnie spędzaliśmy spływając w dol rzeki na olbrzymich dętkach, co chwila zatrzymując się w nadrzecznych barach i restauracjach (na tym polega caly urok Vang Vieng – nad rzeka co kilkadziesiąt metrów czeka bar z zimnym piwem i dobra muzyka). Wieczory spędzaliśmy oglądając „Przyjaciół” (kolejny urok Vang Vieng – niemalże każda restauracja wyświetla od rana do wieczora epizody „Przyjaciol” , „Family guy'a” czy „Simpsonow”).
Niepowtarzalne kilka chwil beztroski.
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>ENG
Vang Vieng – party scene along the river on the side of picturesque mountain range, dream place to have a cold beer and time of your life. All true but what I realised over there in a drinking and chilling paradise is that without friends around you there are slim chances of having all that much fun. I arrived in Vang Vieng all alone after leaving behind my Japanese friend. And what I found out is that even in the most fun place on earth fun is not such a fun when you are with no familiar faces around you. So I hanged around, watched Friends here and there in the bar-restaurants, did pictures but couldn't join the vibe. And a miracle happened just the very next day, one hour before I was about to board the bus heading northwards. I checked my email and opened message from Vanda – a friend from Vietnam who was just about to come to Vang Vieng this very same day in the evening. Rock'nroll I rebooked the bus and decided to give Vang Vieng a second chance. And the real joy-ride started, more friends keep coming to town and more new friends joined the team. In the end I stayed in VV for 3 days, as it kept getting better and better every day. Tubing down the river all day long stopping at riverside bars with a good team, night time restaurants and bars, motorcycle region discovery... “Happiness is only real when shared” I heard that before and I must totally agree with that wise words after Vang Vieng adventure!