Geoblog.pl    Rado    Podróże    jak daleko do Wrocławia?    ROZDZIAŁ 1 – Miasto w gruzach CHAPTER 1 - Shattered town
Zwiń mapę
2011
25
cze

ROZDZIAŁ 1 – Miasto w gruzach CHAPTER 1 - Shattered town

 
Nowa Zelandia
Nowa Zelandia, Christchurch
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 56656 km
 
24 czerwca 2011

Po 11 godzinnym locie z Kuala Lumpur do Christchurch w Nowej Zelandii zmieniło się wiele. Temperatura spadła z dusznych trzydziestu kilku stopni do około zera. Wilgotne lato zmieniło się na mroźną zimę. Azjatycki kolorowy wielokulturowy chaos zastąpiła znana nam brytyjska atmosfera, brytyjskie twarze, domy, reklamy, sklepy, napisy. Nagły powrót do domu. Zbyt nagły. Poza tym w pewnym sensie skończyły się nasze 10 miesięczne wakacje. Do Nowej Zelandii przylecieliśmy z zamiarem zarobienia na dalsza część wyprawy. Całe zamieszanie ze zdobyciem wiz Work&Travel powinno przynieść teraz rezultaty...

Samolot wylądował po północy. Zanim wypuszczono nas z lotniska nasze buty zostały chemiczne przeczyszczone (na wypadek azjatyckich bakterii) a nasze bagaże przeskanowane (na wypadek azjatyckich produktów spożywczych chorobotwórczych). Jedyną opcja o tej porze była taksówka za 30 nowozelandzkich dolarów, czyli równowartości wielu radosnych i sytych dni i nocy spędzonych w Azji. Zimne temperatury, zimny prysznic cenowy, witamy w cywilizowanym kraju, gdzie portfel kurczy się dużo szybciej.

Droga do hostelu kręta i to nie dlatego, że drogi w Christchurch są kręte ale dlatego, ze niedawne trzęsienie ziemi owe drogi powyginało (poza tym zabiło niemalże 200stu mieszkańców i zdemolowało centrum miasta). Nasz pierwszy hostel w Nowej Zelandii - Jailhouse Accommodation, czyli odremontowane wiezienie: mroczne, chłodne i intrygujące miejsce.

Przez pierwsze kilka dni staraliśmy się uporać z szokiem spowodowanym zmianą krajobrazu. Powoli zaczęliśmy się zabierać za załatwianie formalności: numeru telefonu, konta bankowego, numeru podatkowego. Zaopatrzyliśmy się w czapki, rękawiczki, szaliki i dodatkowe spodnie coby przetrwać długie mroźne noce.

Po kilku dniach stwierdziliśmy, ze nie warto szukać pracy w Christchurch. Centrum miasta zawaliło się (dosłownie) w czasie lutowego trzęsienia ziemi, wstępu na teren gruzowiska broni policja i armia, cały teren jest ogrodzony. Z miasta ociekło kilkadziesiąt spanikowanych tysięcy ludzi. Teoretycznie zmniejszająca się liczba mieszkańców powinna wpłynąć na zwiększenie się ilości wolnych miejsc pracy ale... Depresyjna atmosfera nie skusiła nas ostatecznie do pozostania w mieście, które w każdej chwili mogło (niestety) zapaść się pod ziemie (zresztą jak cała Nowa Zelandia, która leży na granicy 2 płyt tektonicznych).

Do wyboru mieliśmy Queenstown (słynny kurort górski) lub Marlborough ( słynny pełen winnic rejon). Nieczynne stoki narciarskie w Queenstown ( sezon zimowy opóźniał się o kilka tygodni) skłoniły nas do wyprawy na północ wyspy południowej: w kierunku miasta Blenheim, gdzie według naszych internetowych rozeznań, farmerzy poszukiwali dziesiątek pracowników do przycinania krzewów winnych. Nasz pierwszy autostop w Nowej Zelandii zupełnie nieprofesjonalny: kciuki w górę na skraju autostrady podnieśliśmy okolu godziny 15stej, śmiech na sali, koniec dnia a do przebycia ponad 300km. Pomimo wszystko się udało, jeden samochód, 5 godzin i kilkadziesiąt ciekawych historii wymienionych z kierowcą studentem inżynierii.



############################
############################
####### ENGLISH ##########
############################
############################



A lot has changed after 11 hours of flight from Kuala Lumpur to Christchurch in New Zealand. The temperature dropped from humid 30+ degrees to about zero degrees Celsius. Hot summer gave place to frosty winter. A colourful multicultural Asian chaos was replaced by quite familiar British-style surrounding, British-like faces, houses, streets, adverts and shops. Quite dramatic and a bit too sudden change! On top of that it felt like our 10 months long holidays are over. The main reason of coming to New Zealand was to earn money for the South American part of our journey. We were hoping that all the fuss we had gone through with arranging working holiday visas would pay back over next couple of months.

The plane landed in Christchurch after midnight. Before we were let out of the airport our shoes were chemically cleaned (in case we brought any Asian insects) and our backpacks properly scanned (in case we carried Asian food). The only option of transport we had at that time was to take an airport shuttle to our accommodation. A ride worth 30 NZ dollars which was equal to an amount we would pay for a few happy days and nights of food and guest-houses in Asia. So on top of drastic temperature drop we experienced drastic loss of enthusiasm to spend money. Welcome to civilized world, where the wallet shrinks fast!

We couldn't spot any destruction of the city while on the way to the hostel in spite of the huge earthquake that had literally demolished the city centre in February this year. Close to 200 hundred people had died when the whole central business district collapsed. Ironically enough, the earthquake occurred in city centre, the suburbs were not affected.

Our first accommodation experience in New Zealand – Jailhouse Hostel. Old jail renovated to function as a backpackers „harbour”, cold, gloomy but in the end comfy and intriguing jail rooms where hot water bottles are the only help against the low temperature. I wonder if the inmates had that heating luxury available in the past ?

During our first days in New Zealand we were slowly trying to adjust to a sudden change of the landscape (and our situation in general). We would start arranging basic things like new phone number, bank account and tax number. Not to mention shopping for hats, gloves, scarves and extra trousers and jackets to be ready for the coming winter.

After couple of days we figured out that there's no point looking for a job in Christchurch. The city centre was closed (most of the buildings are damaged or collapsed), all the central business district is protected by high fences and police. Over few months after the February earthquake tens of thousands of people have left the city which should theoretically result in more job offers. But we were not tempted to stay anyway, the atmosphere was a bit depressive and to be honest, more earthquakes could occur any time so decision to leave was rather easy.

We had 2 options to chose from.: Queenstown in the south (famous ski centre) or Marlborough (famous wine region) in the north. After learning that ski season had not started yet due to warm weather we decided to go north and look for our luck in the vineyards. The internet research showed that there are numerous opportunities for outdoor work with preparing the wine plants for the spring and summer time. Our first hitch-hiking in New Zealand was absolutely chaotic; we hit the road outside of city at about 3pm to do a distance of about 310 kilometres. And although we started out hitching attempts so late we only needed twenty-few minutes to get a car that drove us all the way north to the town of Blenheim, in the centre of Marlborough.



 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (4)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Rado
Radek Bialek
zwiedził 10.5% świata (21 państw)
Zasoby: 87 wpisów87 167 komentarzy167 1647 zdjęć1647 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
11.09.2010 - 07.03.2012